Co papież chce nam przekazać za pośrednictwem wojującego ateisty? Mocny komentarz Lisickiego

Co papież chce nam przekazać za pośrednictwem wojującego ateisty? Mocny komentarz Lisickiego

Dodano: 
Papież Franciszek
Papież Franciszek Źródło: PAP / GIUSEPPE LAMI
Ojciec święty robi to celowo i traktuje to jako element pewnego balonu próbnego, przy pomocy, którego wrzuca tezy, których nie może powiedzieć wprost i oficjalnie, bo zdaje sobie sprawę z tego, jak by to zostało przyjęte – tak o rozmowach papieża Franciszka z Eugenio Scalfarim mówił red. nacz. "Do Rzeczy" Paweł Lisicki.

W kolejnym odcinku programu "Wierzę" Paweł Lisicki i Marek Miśko po raz drugi już pochylili się nad Synodem Amazońskim. W programie przypomniano, że w czasie tego wydarzenia biskupi na poważnie debatowali o diakonacie i kapłaństwie kobiet oraz zniesieniu celibatu dla księży. Zgromadzeniu towarzyszył... pogański rytuał.

Tematem rozmowy była też kolejna przypisywana papieżowi przez Eugenio Scalfariego wypowiedź. Przypomnijmy, że redaktor lewicowego dziennika włoskiego „La Repubblica” napisał, że „papież Franciszek wyobraża sobie Chrystusa jako Jezusa z Nazaretu – człowieka, a nie Boga wcielonego”. Słowa te niedługo później zostały zdementowane przez rzecznika Stolicy Apostolskiej. „Jak już wspomniano przy innych okazjach, słowa, które dr Eugenio Scalfari przypisuje w cudzysłowie Ojcu Świętemu jako wypowiedziane podczas rozmów z nim, nie mogą być uważane za wierną relację tego, co rzeczywiście zostało powiedziane, ale stanowią osobistą i swobodną interpretację tego, co usłyszał. To wydaje się całkowicie oczywiste po tym, co napisano dzisiaj na temat boskości Jezusa Chrystusa” – powiedział Matteo Bruni.

Paweł Lisicki przypomniał, że tego rodzaju sytuacja, kiedy po rozmowie ze Scalfarim, Watykan musi się do nich odnosić, powtarza się już kolejny raz. Redaktor naczelny "Do Rzeczy" wskazuje, że powody takiego stanu rzeczy mogą być dwa. Przyznał, że on osobiście skłaniałby się ku drugiemu z przedstawionych.

– Wniosek pierwszy, pozytywny, jest taki, że mamy do czynienia z jakąś nieprawdopodobnie daleko posuniętą naiwnością. Są ludzie niezdolni do tego, żeby zweryfikować konsekwencje własnych działań. (...) Ta teza byłaby jednak dobra, gdyby chodziło o osobę prywatną. Tu mówimy jednak o człowieku, którego nazywamy Ojcem Świętym, czyli kimś kto jest odpowiedzialny za tę swoją wielką rodzinę, rodzinę wiary. I tu jest pytanie: ile razy ojciec może doprowadzać swoją rodzinę do sytuacji zamętu i zamieszania? Czy to jest przejaw odpowiedzialności, czy to jest przejaw dobra? Wychodzi nam, że to trudno pogodzić – mówił Lisicki.

– Jaka jest więc inna opcja, jeśli to nie jest przejaw jakieś naiwności, czy fałszywie pojmowanej dobroci? Że jest to działanie celowe. (...) zakładamy, że mamy do czynienia z człowiekiem dojrzałym, człowiekiem który odpowiadał najpierw za swoją diecezję, później archidiecezję, w końcu cały Kościół. Rozsądnym założeniem jest więc to, że kieruje się jakąś myślą. I teraz: Jaka może być ta świadomość? Że robi to celowo. Tylko po co miałby to robić? – zastanawiał się Lisicki i od razy wykluczył, że chodziło o nawrócenie Scalfariego, "bo ta wersja upadła po tych sześciu razach po których on się jeszcze bardziej zradykalizował i przekazy które wydobywa od Ojca świętego wywołują popłoch u katolików".

Publicysta stwierdził, że nie chodziło też o skompromitowanie redaktora „La Repubblica” jako nierzetelnego, bo gdyby taki był cel, to po pierwszej manipulacji jego słowami Franciszek zapowiedziałby, że nigdy więcej się z nim nie spotka.

– I druga teza, która mi chodzi po głowie (...) ona wydaje mi się najbardziej logiczna: Ojciec święty robi to celowo i traktuje to jako element pewnego balonu próbnego, przy pomocy, którego wrzuca tezy, których nie może powiedzieć wprost i oficjalnie, bo zdaje sobie sprawę z tego, jak by to zostało przyjęte – wskazał redaktor naczelny "Do Rzeczy", wyjaśniająć, że to za pośrednictwem Scalfariego wpuszcza do obiegu publicznego te tezy, czym celowo dorpowadza do daleko posuniętego chaosu wśród katolików.

Lisicki zwrócił uwagę na rzecz znamienną: za każdym razem mamy do czynienia z dementi przedstawiciela Watykanu, nigdy zaś samego papieża. Na uwagę red. Miśko, że zazwyczaj dementi dociera do znacznie mniejszej liczby odbiorców niż pierwotny przekaz Lisicki odparł: "Jeśli ktoś powtarza jakąś działalność, tzn. że ją akceptuje i bierze za nią odpowiedzialność".

Cała sytuację publicysta określił jako rzecz "zuzpełnie niebywałą".

ZACHĘCAMY DO OBEJRZENIA CAŁEGO PROGRAMU:

Źródło: wSensie
Czytaj także